0

PLMP – od strony startującego

Nadszedł czas, by podsumować moje ligowe przemyślenia i podzielić się nimi z innymi na łamach tego bloga. Zacznę od początku, jako świeży pilot, który zdążył odebrać ŚKPP chciałem spróbować swoich sił w lataniu zawodniczym, ale moja wiedza w tym czasie była jeszcze znikoma, zdążyłem, co dopiero opanować lot poziomy tuż nad ziemią a tu słyszę o jakichś konkurencjach: nawigacja, ekonomia i slalomy i o lidze, która ma wystartować wiosną 2013.

Podczas wykładów na ParaGiełdzie, kiedy to Tomek Surma i Adam Paska opowiadali jak wygląda konkurencja nawigacyjna, o wykreślaniu tras, deklaracji czasu pomyślałem przez chwilę, że ta wiadomość jest w całości szyfrowana, ponieważ mało, co z niej rozumiałem. Wykład teoretyczny nie zniechęcał mnie, chciałem nadal spróbować, odnośnie latania slalomów miałem trochę pojęcia natomiast ekonomia i nawigacja były dla mnie nadal czarną magią. Zacząłem kompletować piórnik nawigacyjny, zrobiłem prowizoryczny mapnik i udałem się na trening nawigacyjny w okolice Węgrowa – na tereny, nad którymi jeszcze nie latałem. W treningu tym wzięło udział kilku pilotów, nowicjuszy, ale również piloci kadry, którzy chętnie dzielili się swoimi doświadczeniami. Pierwszy mój lot szybko zweryfikował mój mapnik, tuż po starcie kilkukrotnie oberwałem mapnikiem w kask, ponieważ do przytrzymania mapnika na udzie użyłem gumki od teczki biurowej, teraz już wiem, że się nie nadaje, bo rozciąga się prawie 3 krotnie. Ominąłem kilka cylindrów, leciałem za nisko, ale przekonałem się na własnej skórze, że nawigacja jest ciekawa i ten trening otworzył mi oczy jak się do niej zabrać.

Udoskonaliłem swój mapnik, przeanalizowałem popełnione błędy i pojechałem na pierwszą edycję PLMP na ParaRudniki. Najbardziej obawiałem się konkurencji ekonomicznej, ponieważ nie miałem o niej zielonego pojęcia. Slalomy latałem wcześniej, nawigację też „liznąłem” – pomyślałem sobie jakoś to będzie. Lepiej lecieć swoje asekuracyjnie niż za wszelką cenę walczyć o kilka punktów więcej.  Pierwsze konkurencje nawigacyjne, lecę zdecydowanie wyżej niż na treningu, co daje mi lepszą widoczność i pokrycie z mapą, staram się namierzać punkty zwrotne, mapnik już mnie nie „atakuje” lecę swoje – kończę trasę i jestem z siebie zadowolony, popełniłem kilka błędów, ale dałem radę dolecieć do końca i nie zgubiłem się na „świeżym” terenie. Kolejna konkurencja to ekonomia, na początku miałem ją sobie odpuścić, popatrzeć jak robi to „konkurencja”, ale finalnie zmotywowałem się do startu zatankowałem 1,5l paliwa i „wysadziłem się w powietrze”. Był to trójkąt ekonomiczny na lotnisku. Nie miałem instalacji do ekonomii, więc cały czas obserwowałem swój zbiornik paliwa w lusterku, nie chciałem walczyć do końca i lądować poza deckiem lądowania, z niewielką ilością paliwa postanowiłem wylądować i zebrać 100% pkt a nie -40% za lądowanie poza deckiem. W slalomach poleciałem swoje, czyli bez błędu, ale bezpiecznie. Ostatecznie uplasowałem się na 14 miejscu tych zawodów. Był pewien niedosyt, ale jak na ponad 30 pilotów startujących w mojej klasie stwierdziłem, że debiut miałem niezły. Te zawody zmotywowały mnie do działania, do treningów szczególnie nawigacyjnych.


Kupiłem, więc mapy, ściągnąłem oprogramowanie do wykreślania tras i przygotowałem sobie trasę nawigacyjną do treningu. Poleciał ze mną wtedy kolega Piotrek oraz kolega Kamil.
Specjalnie startowaliśmy w separacji 5 min by nie lecieć gęsiego. Po powrocie i zgraniu z loggera tracka okazało się, że ominąłem tylko jeden punkt kontrolny w locie po łuku, wiedziałem, że się trochę pogubiłem, ale byłem bardzo zadowolony z tego przelotu.

No i przyszedł czas na drugą edycje PLMP i to nie byle jaką, bo były to Mistrzostwa Polski na terenie lotniska w Rudnikach. Był to chyba najbardziej lotny tydzień w mojej przygodzie z lataniem, pod koniec miałem już dość latania nawigacji, zrobiliśmy wtedy kilka całkiem nowych konkurencji nawigacyjnych, szczególnie do gustu przypadła mi nawigacja z fotografiami, no i węże nawigacyjne. 
Kolejny raz leciałem swoje, bez napinania się na sukces za wszelką cenę. Finalnie zająłem VI miejsce w klasycznych XV Mistrzostwach Polski oraz VIII miejsce w I Slalomowych Mistrzostwach Polski. Jak się później okazało zdobyłem najwięcej punktów w konkurencji nawigacyjnej na rzecz PLMP a Mistrzostwa Polski były punktowane 150% więc zaliczyłem zaskakujący awans w klasyfikacji generalnej oraz slalomach i największy w nawigacji. Po ParaRudnikach marzło mi się by sezon zawodniczy zakończyć w pierwszej 10-tce. Po XV MPMP i I MPSMP w klasyfikacji generalnej wskoczyłem na 10-tą lokatę i miałem plan by ją utrzymać. Ku zaskoczeniu w nawigacji wskoczyłem na 2-gie miejsce.


Dobry występ w MP dał mi jeszcze dwie niespodzianki a mianowicie powołanie do Kadry Narodowej oraz możliwość wyjazdu i startu w I Slalomowych Mistrzostwach Świata.

Zanim jednak wyjechałem do Francji wystartowałem w III edycji ligi w Orzyszu był to Parapiknik organizowany przez Gekonów. Tam również nie nastawiałem się na latanie na granicy moich możliwości, nie chciałem zaliczyć żadnej kontuzji przed wyjazdem na WPSC. Nawigacja w Orzyszu to bardzo dobra lekcja latania. Bardzo trudny teren, chwila nieuwagi i szukasz swojej pozycji na mapie, wszędzie małe i większe jeziora, nie wszystkie mają pokrycie z mapą, więc było ciekawie. Konkurencje nawigacyjne tej ligi to najczęściej combo, czyli punktowany był czysty start, trasa nawigacyjna a po powrocie na lotnisko celność lądowania. Uważnie podpatrywałem m.in. Kamila i Grzesia jak oni sobie radzą z celnością lądowania i odtworzyłem ich technikę w Orzyszu, zgarnąłem komplet punktów za celność pierwszy raz. Slalomy poleciałem bezbłędnie i jak się później okazało udało się załapać na podium. Kolejny awans w lidze, w „generalce” wskoczyłem na 2-gie miejsce a w nawigacji byłem 1-szy.

Kolejna impreza odbyła się w Depułtyczach Królewskich była to IV edycja PLMP, nie brałem udział w tych zawodach, ponieważ latałem w tym czasie we Francji, ale słyszałem od pilotów, którzy tam byli, że zawody były również wymagające pod względem nawigacji i ogólnie wypadły świetnie.

Ostatnia V edycja PLMP odbyła się na lotnisku w Michałkowie. Wybrałem się do Ostrowa Wielkopolskiego z nastawieniem, że spotkam się z całym bractwem pilotów po cichu liczyłem, że warunki atmosferyczne nie pozwolą na rozegranie tych zawodów. Byłem już lekko przemęczony sezonem zawodniczym. W sobotni poranek na szczęście dmuchało na tyle mocno, że konkurencje się nie odbyły. W międzyczasie okazało się, że napęd mam niesprawny, ale dzięki pomocy Marcina „Władzy” Bernata udało mi się reaktywować silnik i finalnie wystartowałem w sobotnie popołudnie w ekonomii.
Niedzielny poranek kolejny raz combo, czysty start, szybko wolno, nawigacja po okręgu z deklaracją czasu i celność lądowania. Slalomów nie udało się rozegrać, bo wiatr się nasilał, więc odbyła się 2-ga tura lądowania na celność, po podliczeniu punktów kolejny raz udało mi się złapać na podium.

Po podliczeniu wszystkich punktów całej ligi finalnie moje plany bycia w pierwszej 10-tce wykonałem z nawiązką. W „generalce” byłem 3-ci, w nawigacji 2-gi a dodatkowo udało się załapać na 3-cie miejsce w sprawnościowych (slalomach). Ekonomia poszła mi nie najlepiej, ale zaczekam do wiosny i tą konkurencję również będę starał się nadrobić- instalacja do ekonomii do podstawa.
Reasumując zachęcam wszystkich do udziału w zawodach, wbrew pozorom takie zmagania są zdecydowanie bardziej bezpieczne niż zwykłe „kosiaczenie” na łące. W zawodach bierze udział wielu doświadczonych pilotów, którzy są w stanie wyłapać błędy początkujących pilotów, pomogą, doradzą.
Poza tym nie trzeba się bardzo spinać, wystarczy lecieć swoje, myślę, że trafne będą słowa Roberta Kubicy „Uważam, że lepiej po cichu robić swoje, a potem zaskoczyć wynikiem”. Co dała mi liga?


Po pierwsze zdecydowanie podniosłem swój poziom pilotażu, to, co zimą było dla mnie czarną magią stało się dużo bardziej przejrzyste. Każde zawody na spokojnie w domu analizowałem, przeglądałem tracki z lotów sprawdzałem gdzie popełniałem błędy by na przyszłość unikać takich pomyłek. Oczywiście miałem przygody ze sprzętem, ale udało się wszystko na bieżąco naprawić. 
Po drugie poznałem wielu wspaniałych pilotów, którzy mimo tego, że rywalizowali ze mną w konkurencjach sprawnościowych pomagali mi, gdy miałem drobne usterki. Wiem, że można na nich liczyć, że pomagamy sobie na wzajem jakbyśmy byli jedną wielką rodziną. Cieszę się, że w lidze wzięło udział prawie 100 pilotów, mam nadzieję, że wieść o tym, że liga uczy latać rozejdzie się w środowisku motoparalotniowym i na przyszłych ParaRudnikach pojawi się jeszcze więcej pilotów. Poziom organizacyjny w tym roku był bardzo dobry, ale Organizatorzy na Finale tegorocznej PLMP zapewnili, że w przyszłym roku będzie jeszcze lepiej. Zdecydowanie lepiej przyjechać na takie zawody i podnosić swój poziom niż latać nad tą samą łąką i być może powielać te same błędy, które z czasem mogą doprowadzić do wypadku. Jakie są moje plany na przyszły rok? Oczywiście wystartuję w lidze, to pewne, ale postaram się do tego czasu trochę lepiej przygotować. Z nowym rokiem zamierzam zmienić skrzydło. Priorytetem będzie ekonomia, ponieważ w niej straciłem najwięcej punktów. Zarówno tą czystą jak i po trójkącie na lotnisku i w terenie. Jeśli chodzi o nawigację chętnie potrenuje deklarację czasu, bo dotychczas tylko raz miałem z nią styczność. Slalomy jak to slalomy będę „młócił” w międzyczasie. Mam nadzieję, że będzie lepiej niż w tym roku.

Do zobaczenia na startowisku!
Lojak
źródło: www.pawelkozarzewski.pl